4.12.2015

Rozdział siódmy.



Miałeś się nie przejmować rozstaniem z Wiktorią. Miała to być formalność. Miałeś w końcu odetchnąć z ulgą, że nie męczysz się w tym układzie. Miałeś rozpocząć walkę o coś najcenniejszego. Miałeś walczyć o życie. O swoje życie.  Jednak mimo, że minęło kilka dni od feralnego wieczora nadal nie potrafiłeś się pozbierać. Czy tęskniłeś za Wiktorią? Nie, w końcu od jakiegoś czasu nie byliście zbyt blisko siebie. Nadal słyszałeś jej słowa „masz raka, nie wiemy ile życia ci zostało, a ty sądziłeś, że ja będę przy tobie siedziała?!”. Nie potrafiłeś ich wyrzucić z głowy. A każdy dzień spędzony w mieszkaniu tylko potęgował rozmyślanie. Owszem, wasz związek od kilku tygodni przechodził kryzys, ale przecież nie zostawia się ukochanej osoby, tylko dlatego, że przytrafią się gorsze dni… Chyba nie byłeś dla niej ukochaną osobą. Szczerze mówiąc, byłeś dla Wiktorii intratnym kąskiem. To ona miała korzyść będąc z tobą, a ty zaślepiony wierzyłeś w jej czułe słówka nie słuchając znajomych, którzy niezbyt przepadali za twoją już byłą dziewczyną. Dochodzi dziesiąta godzina, a ty nadal leżysz w łóżku. Nie masz ochoty na nic. Nawet leków nie zażyłeś. Ktoś ma czelność przerywać twoje rozgoryczenie. Gdy przez wizjer zobaczyłeś znajome ci osoby zawołałeś, by chwilę poczekały, a ty jak oszalały łapałeś porozrzucane ubrania, by je schować za drzwiami szafy. Kubki, filiżanki i inne sztućce wrzuciłeś do zlewu niechcący rozbijając kilka z nich. Dźwięk dzwonka nasilał się, więc czym prędzej pobiegłeś i otworzyłeś drzwi. Laura, jak zwykle rzuciła ci się na szyję, a ty nie potrafiłeś jej puścić. Kochałeś mocno swoją siostrę. Była dla ciebie najważniejszą kobietą w życiu. Jedyne czego żałowałeś, to to, że nie możesz być z nią, tak często jakby tego chciała. Laura wraz z Kubą i twoim ojcem na co dzień mieszka we Włoszech. Witasz się także z bratem i tatą, po czym każesz im wejść do środka i proponujesz coś do picia. Wiesz, jaki jest powód nagłej wizyty ojca, ale zdajesz sobie sprawę, że przy Laurze nie chce ruszać tematu, tak więc po zjedzeniu szybkiego obiadu, jaki potrafiłeś zrobić Laura z Kubą idą do kina. Twoja siostra chce iść także z tobą, ale udaje ci się ją przekupić wieczorną grą w statki. Kuba niejednokrotnie był u ciebie i zna Warszawę, przynajmniej ulice niedaleko twojego osiedla, więc nie boicie się wysłać ich samych na miasto.
- To teraz Bartek, mów co się dzieje. Wystarczająco głupi byłem, by wierzyć w problemy z kostką, plecami czy podejrzeniami o przepuklinę kręgosłupową. - srogi, a zarazem zaniepokojony głos rodzica świdruje ciebie.
- Tato… ale co mam ci powiedzieć?
- Prawdę. Choćby nie wiem co to było, mów.  - wypuszczasz głośno powietrze. Wstajesz z krzesła podchodzisz do okna i wpatrując w ruchliwą ulicę mówisz.
- Mam raka. Guz umiejscowiony na prawej nerce, lewa czysta, jak na razie. Nowotwór o pierwszym stopniu zaawansowania. Na razie mam silne leki, zobaczymy jaki rezultat przyniosą. Siatkówka, niestety zeszła na dalszy plan. Fizycznie czuję się dobrze, ale nie mogę się przemęczać, nie mogę uprawiać sportu profesjonalnie. Psychicznie jest już gorzej, ale proszę nie mów nic Laurze, Kubie sam powiem. - przekręcasz głowę w stronę ojca. - Do kiedy zostajecie u mnie? - ojciec długo milczy. Kolejny cios w jego serce. Kilka lat temu zmarła właśnie na nowotwór jego żona Dorota zostawiając go samego z trójką dzieci, a najmłodsza Laura miała niespełna rok. W końcu podchodzi do ciebie i mocno obejmuje. Ostatni raz tak cię przytulił, gdy zmarła mama. Dostrzegasz łzy w jego oczach i sam ronisz kilka słonych, gorzkich, jak piołun łez.
- Bartek, pamiętaj, że masz zawsze nas.
- Wiem. To do kiedy jesteście?
- Do niedzieli o ile nas chcesz?
- Jak dla mnie, możecie nie wyjeżdżać. Tato, a mogę mieć prośbę do ciebie? - oczywiście się zgadza. - Po świętach, może Laurka z Kubą przylecieć do mnie na kilka dni? - chcesz pobyć z rodzeństwem, jak najdłużej się da. Starasz się nie dopuszczać czarnych myśli, ale nie wiesz co będzie.
- Oni sami będą chcieli bez twoich próśb, a jeśli będziesz chciał przyjąć pod swój dach starego ojca, to także kilka dni spędziłbym z wami razem. - teraz ty zgadzasz się na propozycję ojca. Dopóki nie wracają niepełnoletni Kurkowie dalej rozmawiacie o przebiegu twojej choroby, o kolejnych wizytach w klinice. Przyznajesz się ojcu do zerwania z Wiktorią. Jesteście blisko, jak dawno nie byliście.

*

Nie możesz przestać myśleć o Bartku. Jesteś szalenie ciekawa, jak się czuje, czy ma się dobrze, czy przypadkiem  nie pogorszył się jego stan zdrowia. Miałaś cichą nadzieję, że być może odwiedzi aptekę i będziesz miała okazję o to wszystko spytać. Jednak jak na złość nie pojawiał się w aptece, gdy ty miałaś zmiany. Pod nieobecność klientów zaczęłaś szperać w pozostawionych receptach, czy przypadkiem nie było wysokiego szatyna. Jednak ta chwila nie trwała zbyt długo, ponieważ nachodzi na tę chwilę właścicielka. Po pracy postanawiasz odwiedzić Bartka. I tak jak planowałaś po osiemnastej stoisz pod klatką czekając na otwarcie drzwi.
- Cześć, nie przeszkadzam? - silisz się na uśmiech.
- Nawet nie pytaj, tylko wchodź. Już nudzi mnie się siedzenie samemu. - ściągasz płaszcz, buty i wchodzisz do salonu połączonego częściowo z kuchnią. Chyba przeszkodziłaś Bartkowi w przygotowaniu jakiejś potrawy, bo czuć zapachy. - Pomożesz mi zjeść kolację.
- Bardzo chętnie, ponieważ od rana jestem o jednej kanapce, którą zjadłam w domu. Ale przyszłam, żeby spytać, jak się czujesz, a nie żeby cię objadać.
- Jak na osobę z zdiagnozowanym nowotworem, to czuję się całkiem dobrze. - i w tym momencie zrobiło ci się cholernie smutno, ale nie chciałaś dać po sobie poznać. Szybko zmieniłaś temat i zaproponowałaś pomoc w przygotowaniu posiłku. Bartkowi spodobała się twoja pomoc, bo gdy ty kroiłaś ogórki, on siedział naprzeciw i zajadał się kolejnymi plastrami. Ty także czułaś się swobodnie w jego towarzystwie mimo, że na dobrą sprawę było to wasze drugie spotkanie, a ty już urzędowałaś w jego kuchni. 
                                                   

Cześć dziewczyny :) Fajnie, że jesteście!
Do zobaczenia za dwa tygodnie.

5 komentarzy:

  1. Co tak krótko?
    Jak zwykle rozdział perełka.
    Fajnie mieć taką rodzinę.
    Coś tu się kroi! Zakochanie? Czy tylko zauroczenie?
    Czekam na następny.
    pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. imię Wiktoria chyba jest przeklęte (wiesz o czym mówię). Ja rozumiem, że miłość jest ślepa, no ale bez przesady. Kiedy twoja druga połówka mówi, że nie będzie cię niańczyć, bo masz raka i możesz umrzeć to coś jest mocno nie w porządku. Cieszę się jednak, że rodzina Kurków w tej sytuacji tak bardzo się do siebie zbliżyła. Podobno takie zachowania pomagają chorej osobie walczyć z nowotworem. No i ta Ola - węszę tu początek pięknej miłości, która wśród czytelników będzie wywoływała nudności (to komplement :p). Czekam na to, co dalej wymyślisz. Jeśli komentarz jest beznadziejny to przepraszam - dzisiaj nie stać mnie na nic lepszego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bartek nie masz co zaprzątać sobie głowy Wiktorią... Choć wiem, że dobrze się mówi.
    Ola, Ola - Ty się nie czuj skrępowana, tylko masz mu pomóc wyjść z śmiertelnej choroby, bo innego wyjścia nie widzę.
    An.

    OdpowiedzUsuń
  4. I zrobiło się jakoś tak smutno, sama nie wiem dlaczego... Chyba przez to, że sama aktualnie cierpię i zwijam się z bólu i żadne pozytywne myśli jakoś nie mogą się ze mnie wykrzesać. Ale!, nie o nie będziemy tu rozmawiać!
    Mówi się, że tragedie i ciężkie chwile zbliżają do siebie, nawet najbardziej oddalonych od siebie ludzi. Podobnie jest w przypadku Bartka i jego ojca, i choć może niekoniecznie byli od siebie oddaleni, to wiadomość o chorobie na pewno ich do siebie zbliżyła. Dobrze, że ma solidne oparcie w ojcu i rodzeństwie, to naprawdę daje bardzo dużo sił i optymizmu. A jeśli do tego dochodzi troskliwa farmaceutka, to już nic nie powinno być mu straszne. Czuję, że będzie dobrze. :)
    ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak skończyłam czytać chwilę temu i nie wiem co napisać? Napisałaś ten rozdział bardzo emocjonalnie. I to jest pochwała :)
    Bliskość Bartka z ojcem i rodzeństwem. W ogóle właśnie pomyślałam, że strasznie szkoda mi Laurki, bo wywnioskowałam, że ona była malutka, jak zmarła Dorota, matka trójki dzieci... Kuba także za duży nie był.
    Rozstanie boli, a jak Bartek uświadomi sobie jeszcze, że Wiktoria była z nim dla jego pieniędzy, to dużo bardziej, to boli. Ale, ale - coś się kończy, coś zaczyna. Ola witamy cię w akcji i może już nie wypuszczamy z mieszkania Bartka? :) Nie mam nic przeciwko, by ta dwójka była razem, bo będzie? :)
    Pozdrawiam, Alicja :*

    OdpowiedzUsuń